Wpis nr 1
Dzień dobry, wpis nr 1 z (mam nadzieję) wielu, które się tu pojawią.
Moje małżeństwo się rozpada. Rozpada się od roku, a może od dłuższego czasu? Od roku jestem pewien, że to już równia pochyła, że mimo starań, próby zmiany mojego podejścia, nie ma już dla nas ratunku.
Potrzebuję miejsca gdzie mógłbym wyrzucić z siebie wszystkie emocje, żale, pretensje, a anonimowy blog będzie chyba do tego najlepszym miejscem. Nie będę podawał żadnych informacji, które mogłyby umożliwić odgagnięcie kim jestem ja i moja rodzina. Nie potrzebuję niepotrzebnego rozgłosu, dlatego proszę wybaczcie, ale chciałbym pozostać anonimowym.
Moje małżeństwo to 10 lat wspólnego życia, podczas którego pojawiła się dwójka cudownych dzieci. I to dla nich też jest ten blog, tutaj chcę opisać moje starania o bycie najlepszym ojcem jakiego mogą mieć. Bo chyba tylko to mi na chwilę obecną zostało - być najlepszą wersją ojca którego mogą mieć.
Co jest przyczyną sytuacji w której się znalazłem? Byłem kołkiem, byłem głupi i samolubny. Moja żona jest cudowną kobietą, która pokochała mnie bezwarunkowo, oddała mi siebie i zaufała. A ja, w moim idiotycznym podejściu, tego nie widziałem. Główne moje grzechy to narzucanie swojego zdania, nie dostrzeganie jej potrzeb, wspaniałych cech osobowości i przekonanie, że jeśli wzięliśmy ślub to już na zawsze, do końca życia.
Moja żona potrzebowała faceta, który się nią zaopiekuje, otoczy wsparciem, zrozumieniem i akceptacją. A ja w swojej ignoracji próbowałem ją zmieniać, dostosowywać do swoich wyobrażeń i oczekiwań. Nie rozumiałem, nie dostrzegałem, że ona jest sama w sobie wyjątkowa, oryginalna. Zawsze musiało być tak jak ja chcę, wszystko zaplanowane, przeanalizowane, bez niespodzianek i niepwności. Dotyczy to wszystkiego - wyjazdów na wakacje, zakupów, remontu... - wszystko rozpisane w szczegółach, sprawdzone mapy i drogi dojazu, żadnego spontana i "ruszania w nieznane". To jest męczące, nie da się na dłużej żyć w sposób taki poukładany, przewidziany, poważny. Teraz to wiem, ale jest za późno.
Będę szczery - mówiłem jej jak ma się ubierać, jaką nosić fryzurę, czym się interesować, a to co kocha jako swoje hobby uważałem za głupotę. A ona, mimo mojego idiotycznego podjeścia, wytrzymywała i próbowała się dostosować. Aż przestała próbować.
Dochodziło do takich absurdów, jak pytanie na co wydała pieniądze, po co to kupiła, przecież to jest niepotrzebne... Wiem, to złe. Zawsze mieliśmy wspólne konto, nasze wynagrodzenia wpływają na jedno konto i mimo że zawsze mówiłem, że to są nasze wspólne domowe pieniądze, pytałem po co tyle wydała na daną rzecz... Przecież to się wyklucza i nie ma w tym logiki.
Od prawie roku jest bardzo źle, od prawie roku dochodzi do mnie że to się nie uda, moja żona zrozumiała swoją wartość... Przegrałem życie.
Dodaj komentarz